10 000 kroków – konieczność czy bzdura?

Jakiś czas temu „świat fit” zalała fala kolorowych, smartwatchy i opasek z funkcją liczenia kroków. Do czego służą, dla kogo będą dobrym rozwiązaniem, a dla kogo zbędnym wydatkiem? I o co chodzi z tymi dziesięcioma tysiącami kroków? I dlaczego pani listonoszka jest szczuplejsza niż pani Krysia, która ćwiczy regularnie?

Zacznijmy od początku. Do czego służą tego rodzaju urządzenia?

Mówiąc najprościej, mają one za zadanie monitorować naszą codzienną aktywność, głównie za pomocą liczenia kroków. Czyli pełnią funkcję krokomierza, z tym że odczytują pomiar z nadgarstka, więc nie musimy nosić telefonu czy krokomierza w kieszeni. Mnie ta wygoda ostatecznie przekonała do zakupu, ponieważ lubię komfort porzucenia telefonu i odcięcia się od sieci :)

Na marginesie dodam, że testowałam aplikacje na telefon, które nie spełniły swojego zadania, ponieważ liczyły kroki nawet w… komunikacji miejskiej. Na Instagramie większa liczba kroków może wygląda dobrze, ale czy o to nam chodzi?

Wracając do tematu… Większość z tych urządzeń ma również możliwość monitorowania jakości naszego snu oraz tętna. O ile w pomiar tętna (zwłaszcza w tych tańszych urządzeniach) nie wierzyłabym do końca, tak jakość snu warto sprawdzić od czasu do czasu. Instalując dedykowaną do konkretnego modelu zegarka aplikację, dostajemy gotową analizę jakości naszego snu… i dobre rady w pakiecie. ;)

Jak widzicie, u mnie z jakością snu trochę kiepsko, ale gdybym nie miała wykresu, nie wiedziałabym o tym, a przyczyn swojego niewyspania szukałabym np. w pogodzie. ;)

Ale tak właściwie… Po co liczyć kroki?

Obecnie ruszamy się za mało. Jedziemy samochodem do pracy, wjeżdżamy do biura windą, siedzimy tam 810 h, wracamy samochodem do domu, zakupy robimy przez Internet, a wolny czas najczęściej spędzamy przed telewizorem. A później dziwimy się, że mamy problemy z wagą. Jak ich nie mieć, skoro jemy więcej, a ruszamy się coraz mniej?

Część osób właśnie brutalnie rozczaruję, ale...trening, który wykonujesz nawet i 5x w tygodniu, nie czyni Cię osobą aktywną, jeśli pozostałe godziny siedzisz. To są ledwo 4 h w tygodniu, a co zresztą? Sama widzisz, że coś tu nie pasuje...

WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) zaleca dla zdrowia wykonywanie 10 000 tysięcy kroków dziennie. Jest to umowna liczba, ale warto do niej dążyć, bo coraz więcej badań wskazuje, że długotrwałe przebywanie w pozycji siedzącej jest związane ze zwiększeniem ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i cukrzycy, niezależnie od podejmowanej w wolnym czasie aktywności fizycznej.

Liczenie kroków sprzyja odchudzaniu

Tak, dobrze przeczytałaś. Może nie tyle samo liczenie kroków, ile zwiększona dzienna aktywność sprawia, że zwiększasz NEAT (non exercise activity thermogenesis), czyli termogenezę związaną z aktywnością nietreningową. Mówiąc najprościej jak się da – im większa Twoja aktywność na co dzień, tym więcej dodatkowych kalorii spalisz. Owszem, na treningu spalasz określoną ilość kalorii (o tym, że często przeceniamy ich ilość przeczytasz tutaj), ale to jest tylko 1 h, a dbając o to, by być jak najdłużej w ruchu – podkręcasz to spalanie.

Podsumowując: chodzisz więcej – spalasz więcej, i to bez większego wysiłku. Chyba się opłaca. ;)

Jak zatem zwiększyć swój NEAT?

Najbardziej niedocenianą pozatreningową formą aktywności są spacery, ale jeśli dopiero zaczynasz swoją przygodę z aktywnością, a do tej pory siedziałaś 8-10 h za biurkiem, to te 10 000 kroków może Cię przerażać. Nie chodzi o to, żebyś na starcie się zniechęciła, dlatego zacznij od podstaw i drobnych czynności. Siła tkwi w prostocie.

  • wybierz schody zamiast windy
  • wysiądź przystanek (lub dwa) wcześniej
  • zamiast po warzywa do supermarketu, idź na targ
  • zamiast dzwonić do kolegi z biura – przejdź się
  • przynajmniej raz na godzinę wstań od biurka i przespaceruj się
  • nie parkuj pod blokiem, tylko nieco dalej
  • sprzątaj częściej ;)
  • jeśli masz psa, zrób dodatkową rundkę na osiedlu

Wyjdzie Ci z tego na starcie 5-6 tys. kroków, a to już dobry start to bycia aktywniejszą, i zobaczysz, że będziesz chciała więcej. ;)

Motywacja do ruszenia tyłka

Osobiście uwielbiam statystyki i wszystko, co mówi, że zrobiłam coś lepiej niż wcześniej. Gdy biegałam – motywowała mnie aplikacja, która pokazywała zwiększający się dystans i tempo, w treningu siłowym – progres ciężaru, a teraz na co dzień – opaska z liczbą kroków. Czasami nie chce mi się wyjść na spacer po pracy, jestem zmęczona, więc zamiast iść, jadę autobusem, ale często gdy widzę, że zegarek pokazuje np. tylko 5 tys. kroków – stwierdzam, że trochę wstyd, że moje Podopieczne robią więcej, a ja nie mogę „dobić” do mojego celu… Więc ruszam tyłek na spacer, wysiadam przystanek wcześniej lub idę pieszo na zakupy. ;)

Zmierz się z kimś, czyli rywalizacja o zdrowie

Moja Podopieczna dostała zadanie, żeby więcej się ruszać poza treningiem, i naszym celem było stopniowe dojście do magicznych 10 000 kroków. Cel został osiągnięty, a na efekty tuptania (w postaci spadających centymetrów) nie trzeba było długo czekać. Spójrzcie, co powiedziała, gdy zapytałam, czy liczenie kroków wpływa na jej aktywność:

„Jak moja siostra zaczęła liczyć kroki, to i mi było łatwiej. Po pierwsze dlatego, że miałam z kim iść na spacer, a po drugie gdy widziałam, że ona ma ich więcej – mimo siedzącej pracy – to robiło mi się głupio i motywowało mnie to do ruszenia z domu”.

Jaki z tego wniosek? Wciągnij do zabawy kogoś bliskiego, stawiajcie sobie cele. Razem zawsze łatwiej! :)

Liczenie kroków – konieczność przy bzdura?

Żeby odpowiedzieć na to pytania posłużę się prostymi przykładami:

Przykład nr 1: Wyobraź sobie Panią Krysię – księgową, która do pracy jeździ komunikacją miejską, wjeżdża na piętro windą, spędza w biurze ok. 8 h, wraca autobusem do domu, przy okazji odwiedzając pobliski supermarket. W domu przygotowuje zdrową (!) kolację i przy ulubionych serialach spędza wieczór. Ach, zapomniałabym, pani Krysia jeździ (!) 3x w tygodniu na zajęcia fitness lub wybiera bieżnię, bo narzeka, że tu boli, tam boli, a i na wadze kilka dodatkowych kilogramów przybyło.

Przykład nr 2: Wyobraź sobie Marysię – listonoszkę. Jako że ma psa, musi wykonać poranny rytuał i zrobić 2 rundki wokół bloku, później wsiada na swoją czarną dwukołową strzałę i gna do swojej placówki. Dzielnie maszeruje ok. 8 h, starając się, abyś dostała wyłącznie pozytywną korespondencję, a później na rowerze wraca do domu i szykuje kolację, dynamicznie pląsając do hitów płynących z radia.

Jak myślisz, która z nich ma większą dzienną aktywność?

Zgadza się – Marysia, mimo że nie uprawia regularnie żadnego sportu. I dla niej opaska mierząca aktywność okaże się zbędnym gadżetem, bo mogę śmiało stwierdzić, że wyrabia 3x więcej kroków niż zalecana norma. Z kolei dla pani Krysi – rutynowo odwiedzającej fitness klub – taka opaska powinna być koniecznością, ponieważ pomoże jej zadbać o zdrowie i sylwetkę.

Ja, po researchu w Internecie, zdecydowałam się na jedną z najtańszych i najbardziej popularnych wersji, czyli Xiaomi Mi Band 2. Opaska jest wodoodporna, łączy się z aplikacją na telefonie, gdzie mam dostęp do pełnych tygodniowych i miesięcznych statystyk, pomiaru tętna, snu, liczby spalonych kalorii oraz innych funkcji, np. delikatnego wibrowania podczas budzenia. U mnie spełnia swoje zadanie, więc z czystym sumieniem mogę polecić, ale warto poszukać opinii w sieci, bo jak wiadomo – każdemu będzie odpowiadało coś innego. :)

Podsumowując, polecam zakup opaski przede wszystkim tym z Was, które mają problem z ruszeniem się z kanapy, mają siedzący tryb pracy lub potrzebują dodatkowej motywacji!

10 000 kroków to dużo czy mało? Udaje Wam się je wyrobić? A może macie jakieś personalne rekordy kroków, którymi chciałybyście się pochwalić? Koniecznie dajcie znać!

Komentarze

cookie
Ciasteczka! :o ...ale nie obawiaj się, od nich nie przytyjesz ani się nie rozchorujesz ;)
Strona wykorzystuje informacje zapisane za pomocą plików cookies w celu zapewnienia maksymalnej wygody w korzystaniu z niej (więcej informacji).